GDAŃSK
gtddrg

Bombą w Conrada

0
(0)

Last Updated on 19 marca 2021 by kudlatyxp

Bombardowanie polskiego statku w wietnamskim porcie

Niestety w historii Polskich Linii Oceanicznych mamy tragiczny wypadek, gdzie jedna jednostka została ciężko uszkodzona przez niedawnego sojusznika w walce z hitlerowskimi Niemcami.

PLO swój złoty okres przechodziły w latach 60. i 70. To wtedy między innymi postanowiono nieco ożywić linię południowoafrykańską. W tym celu zlecono budowę jednostek jugosłowiańskiej stoczni w Rijece. Oczywiście można tu zadać pytanie dlaczego akurat tam, a nie w stoczniach krajowych, ale odpowiedź jest jak zawsze prozaiczna – zdecydowały względy polityczne, ale też i spore obłożenie polskich stoczni.
Przyszła polska jednostka miała mieć przeszło 148 metrów długości i 19 metrów szerokości, wyporność 5752 BRT oraz osiągać prędkość prawie 17 węzłów. Budowa przebiegała w szybkim tempie i zwodowana została 4 marca 1961 roku. Jednostka, której nadano nazwę “Józef Conrad”, do służby pod biało czerwoną banderą weszła 10 listopada 1961 roku. Pierwsze rejsy przebiegały spokojnie. Statek wykonał 24 planowe rejsy, które niczym szczególnym się nie wyróżniły. 25 rejs miał być jednak dla statku ostatnim…

Za rejs do Wietnamu zarobisz dwa razy więcej

PLO w tym czasie obsługiwało również porty w Wietnamie Północnym. Jak wiadomo w latach 1957-1975 trwał tam konflikt, w który czynnie zaangażowali się Amerykanie, a pośrednio również i Związek Radziecki. Wszelkie rejsy w ten rejon były zatem bardziej niż potencjalnie niebezpieczne. Władze PLO, aby uspokoić swych pracowników i marynarzy zapewniały, że naszym jednostkom nic nie grozi. Skoro Polska nie brała udziału w konflikcie po żadnej ze stron, ryzyko było bliskie zera. Dodatkowym, a raczej głównym czynnikiem motywującym dla marynarzy były jednak zarobki – za tego typu rejsy niejednokrotnie zwiększane były o 100 proc.
“Józef Conrad” do portu w Hajfongu wszedł 31 maja 1972 roku. Co szczególnie ciekawe, według niektórych źródeł amerykańskich podejście do portu w tym czasie było już zaminowane, więc albo polskiej jednostce sprzyjało duże szczęście, albo informacje o minowaniu nie były do końca prawdziwe.

Miny w porcie? Ale bombardowań nie ma

Po zacumowaniu “Józef Conrad” w dość krótkim czasie został zatrzymany w porcie. Dlaczego? Można tu podać jedną z krążących wśród załóg opinii, iż władze wietnamskie za “pomocą” polskich statków (oprócz “Conrada” w porcie znajdowały się jeszcze “Moniuszko” i “Kiliński”) chciały “obronić” port. Jak słusznie twierdziły władze PLO, Polska nie brała oficjalnie udziału w konflikcie, stąd też zaatakowanie i uszkodzenie jej statków mogło stawić Amerykanów w dość problematycznej sytuacji (choć trzeba tu zaznaczyć, że przed całkowitą blokadą portu władze amerykańskie dały polskim statkom trzy dni na jego opuszczenie, z czego Polacy jednak nie skorzystali). Fakt faktem, iż przez pierwszy okres, mimo intensywnych bombardowań okolicznych terenów, wykonywanych przez amerykańskie samoloty, rejon samego portu był niezwykle spokojny. Niestety sytuacja niebawem miała ulec zmianie.
Jak wiadomo, podczas całej wojny wietnamskiej w Paryżu trwały negocjacje pokojowe. Przebiegały one jednak wolno i z reguły do niczego nie prowadziły. Amerykanie mając dość wyrafinowanej postawy Wietnamczyków, co jakiś czas dawali jednak pokaz siły, by zmusić ich do ustępstw. Jeden z takich “pokazów” miał miejsce 20 grudnia 1972 roku. W ramach operacji Linebacker nad portem w Hajfongu pojawiły się amerykańskie samoloty, które za swój cel obrały m.in. polskie jednostki. W tym czasie na “Józefie Conradzie”, opuszczonym przez większość załogi, którą skierowano do kraju, znajdowało się 28 osób.

Bomby jednak wybuchają

Atak był dla nich całkowitym zaskoczeniem. O godz. 4:40 w polski statek trafia pierwsza bomba, a w dziesięć minut później druga. Na “Conradzie” szybko wybucha silny pożar, na opanowanie którego ruszyła załoga i wietnamscy strażacy. Priorytetem dla nich było niedopuszczenie ognia do zbiorników z paliwem, gdyż ich wybuch niewątpliwie ostatecznie przypieczętowałby los statku.
Tuż po godzinie 5 koło burty wybucha jeszcze jedna bomba. Nadal płonący i uszkodzony statek zrywa się z cum i osiada na dnie portu. Niestety atak pociągnął za sobą śmierć czterech członków załogi: trzeciego oficera Stanisława Maliszewskiego, trzeciego mechanika Adama Kaczorowskiego, stewarda Kazimierza Girtlera i starszego marynarza Romana Dudka (ten ostatni zmarł w szpitalu w wyniku odniesionych ran). Dodatkowo trzech członków załogi zostało ciężko rannych.

Zatonął czy nie?

Na pomoc polskiej jednostce ruszyli marynarze z cumującego najbliżej radzieckiego statku “Diwnogorsk”. Ocalałych marynarzy niebawem przetransportowano do Polski. Powstało pytanie co zrobić z wrakiem (podejrzewano wtedy, że statek jest w katastrofalnym stanie) tym bardziej, że władze wietnamskie zwróciły się do polskiego armatora z żądaniem usunięcia jego własności. W celu dokonania wizji lokalnej na miejsce tragedii udała się delegacja Polskiego Ratownictwa Okrętowego, by na miejscu określić stan zniszczeń i ustalić ewentualne dalsze kroki. W Wietnamie okazało się, że wbrew poprzednim opiniom statek nie osiadł całkowicie na dnie i zachował minimalny zapas pływalności. Stwierdzono jednak silne uszkodzenia mostka i części mieszkalnej, których nie opłacało się już remontować. Postanowiono zatem uszczelnić statek i sprzedać go na złom.
W tym czasie trwała również dyplomatyczna batalia między Wietnamem a Polską, gdyż strona wietnamska domagała się wysokich opłat za akcję ratowniczą przeprowadzaną przez swoich strażaków. Ostatecznie wszystkie żądania finansowe zostały przez polski rząd odrzucone. Ostatecznie po dokonaniu niezbędnych napraw i załatwieniu wszystkich formalności 2 października 1973 roku “Józef Conrad” przybył do stoczni złomowej w Hongkongu.
W Polsce rozpętała się silna akcja propagandowa przeciwko morderczym imperialistom, mordującym z zimną krwią niewinnych polskich marynarzy. O to dlaczego wysłano statek w rejon wojny, zdając sobie doskonale sprawę z grożącego niebezpieczeństwa, ani dlaczego mimo otrzymania od Amerykanów czasu na opuszczenie portu, polskie statki z niego nie wypłynęły, nikt oczywiście nie pytał…

Ofiary nalotu pośmiertnie zostały odznaczone Krzyżami Kawalerskimi Orderu Odrodzenia Polski.

Autor: Michał Lipka

Powody ataku na polski statek / Relacje świadków

Wojciech Babiński, dyrektor naczelny PRO (Polskie Ratownictwo Okrętowe) w latach 1971-1982 pisał :

” Pierwsza bomba dużego kalibru zmiotła szalupę, w następnym ułamku sekundy przebiła poszycie pokładu łodziowego i wpadła do pomieszczeń załogowych, gdzie eksplodowała. (…). Niespodziewany atak zaskoczył całą załogę pogrążoną we śnie. Eksplozja wznieciła pożar, który podsycany silnymi podmuchami wiatru ogarnął kabiny. Zniszczone zostały agregaty, co uniemożliwiło podjęcie natychmiastowej akcji gaśniczej. Szybko rozprzestrzeniający się ogień ogarnął również wyższe pokłady, w tym sterówkę. W około dwadzieścia minut po pierwszym ataku płonący statek został ponownie zaatakowany dwoma bombami. Jedna spadła z prawej strony statku, eksplodując tuż przy burcie niedaleko rufy.”

Komunistyczna polska prasa na czele z miesięcznikiem MORZE, opisywała bardzo ogólnikowo ten temat wybielając wietnamski rząd i obarczając całą winą Amerykanów za zaistniałą sytuację.

Andrzej Patro, marynarz wiele lat pływający na statkach PLO, poznał od starszych kolegów kilka szczegółów tyczących okoliczności zbombardowania JÓZEFA CONRADA. Przekazywali oni relacje zasłyszane od członków ostatniej załogi statku. Jedni twierdzili, że nasza jednostka przewoziła broń dla armii Wietnamu i dlatego została zaatakowana, gdyż Amerykanie o tym wiedzieli, z kolei inni uważali, iż JÓZEFA CONRADA zbombardowano przypadkiem, gdyż przy jego burcie cumowały wietnamskie barki i dżonki, ostrzeliwujące amerykańskie samoloty i to właśnie one były rzeczywistym celem nalotu. Warto zaznaczyć, że w Hajfongu stały wówczas od wielu miesięcy jeszcze dwa inne polskie statki, KILIŃSKI i MONIUSZKO, których Amerykanie nawet nie próbowali atakować.
Druga z przedstawionych wersji zgodna jest z opinią Marka Sarby, członka załogi polskiego holownika KORAL, która przygotowywała podziurawiony i wypalony kadłub JÓZEFA CONRADA do przeholowania na złom do Hongkongu.

Marek Sarba, były marynarz PRO i PŻM mieszkający obecnie w jednym z miast na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych napisał (zachowujemy oryginalną składnię i pisownię):
“Wracając do CONRADA, ta cała akcja była owiana tajemnicą, my byliśmy zobowiązani do milczenia. Nawet nie wyszliśmy prosto do Vietnamu tylko skierowano nas do Kanady po dwa statki do przeholowania na złom do Hiszpanii. Jedno z typowych holowań tego czasu. Zameldowaliśmy się w Quebec do holowania 27 Czerwca 1973 roku. Nie pamiętam ile trzeba było dokładnie na przejście luzem na jednym silniku (robiliśmy ekonomicznie gdzieś 12 knots) z Gdyni, zakładam poniżej 14 dni. Wyszliśmy z Quebec 29 czerwca 1973. 30 czerwca na Zatoce Świętego Wawrzyńca przekazaliśmy nasze statki JOHN P. REISS i prom kolejowo pasażerski CITY OF SAGANAW dla JANTARA”. (…). 27 sierpnia CONRAD był naszą własnością (PRO) w Vietnamie. 2 Października 1973 oddaliśmy CONRADA w Hong Kongu po zakończonych pracach ratowniczych w Vietnamie.” Znamienne, że Sarba potwierdza wersję z barkami Wietkongu (wiet. Việt Cộng), partyzantów Narodowego Frontu Wyzwolenia Wietnamu Południowego, cumującymi przy burcie JÓZEFA CONRADA. Jego zdaniem, na burcie jednej z barek mogła znajdować się amunicja i jej wybuch przyczynił się do osadzenia polskiego  statku na dnie.

Ładownie były puste zalane wodą oczywiście i w jednej pływał mocznik w workach. Praca była nie ciekawa, tropik, długie godziny gdyż chcieliśmy zdążyć na święta do Gdyni co się nie udało zresztą. Kilkunastu z nas wycieńczyło się zdrowo z odwodnienia kończąc w szpitalu razem ze mną, ale to na krótko i z powrotem do pracy. Statek załataliśmy i postawiliśmy na powierzchnię. Wokół nie było za przyjemnie. Pracowaliśmy pod okiem Viet-Kong wojska. Mieliśmy jednego albo dwóch na pokładzie z Kałasznikami na sznurkach, ale się powiodło i statek odholowaliśmy, do Hong Kongu. Został on sprzedany do tego samego właściciela co kupił starego BATOREGO. Wody wokół były jeszcze zaśmiecone minami, cóż wojna. Wracając do CONRADA to odkryliśmy że statek zatopiła dziura na rufie, po drugim ataku. Była ogromna 4 m na 7 m, szalupą bez problemu można było w nią  wjechać, masa pracy żeby ją zakleić, cement, stal itd. Ta dziura została zrobiona przez wybuch vietnamskiej barki przywiązanej do prawej burty pod rufą. Statek był pusty i barka chowała się pod nawisem rufy (częściowo). Barka miała stanowisko przeciwlotnicze i grzała z pod rufy CONRADA. Na barce była amunicja i paliwo gdzie podchodziły wojskowe jednostki Vietnamskie do uzupełnienia. Prąd do zasilania barki był podany kablem z CONRADA. Kabel był przyłączony do szyn rozdzielczych rozruszniki kontrolne wind pokładowych w rufowym “Masthouse” dla ładowni 4 i 5. Ja odłączałem kawałek już odciętego  kabla z szyn. Dziwię się, że kapitan CONRADA zgodził się na takie rzeczy, prawdopodobnie musiał. Gdy myśliwiec amerykański odpalił rakietę w najcieńsze miejsce rufy z małej wysokości, przebił kadłub zaraz ponad łożyskiem wyjściowym wału śrubowego no i barka wyleciała w powietrze robiąc ogromną dziurę na rufie. CONRAD osiadł po zalaniu ładowni.
Aparaty fotograficzne nam zabrano i zaplombowano, ale jeden był schowany i parę zdjęć przetrwało. Możliwie, że dżonki też się chowały i strzelały ale ja wiem tylko to co, się dowiedziałem osobiście. Mówiono, że po odciągnięciu ta barka paliła się jeszcze bardzo długo na przeciwległym brzegu. Cóż tak wygląda kawałek historii. Do domu wróciliśmy po wielu dodatkowych “po drodze” holowaniach 5 lutego 1974 roku. To parę słów o CONRADZIE.”

W tym tragicznym wydarzeniu najważniejsze jest chyba pytanie, dlaczego armatorzy statków, które zostały uwięzione w wietnamskim porcie, nie zdecydowali się na wydanie polecenia opuszczenia portu na czas? Czyżby armatorzy liczyli na to, że jakoś to się uda, albo oczekiwali na wysokie odszkodowanie w przypadku utraty swoich jednostek, a bezpieczeństwo załóg nie miało tu większego znaczenia? Amerykanie dali wszystkim statkom trzy dni czasu na opuszczenie Hajfongu, ale wszystkie jednostki tę informację zlekceważyły, zaś po trzech dniach podejście do portu zostało podobno przez Amerykanów zaminowane na dobre.

BIBLIOGRAFIA SELEKTYWNA
Babiński, W. 2005. Zbombardowanie JÓZEFA CONRADA w Hajfongu w 1972 roku. – MSiO 3/2005, 74- 78.
Józef Conrad zbombardowany w Hajfongu. 1973. MORZE, 1/1973.





Co sądzisz o wpisie?

Kliknij gwiazdkę, aby ocenić

Średnia ocena 0 / 5. Liczba głosów 0

Bądź pierwszym, który oceni ten post

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Przewiń do góry