GDAŃSK
iut

Falowce, to budynki mieszkalne

0
(0)

Last Updated on 29 marca 2021 by kudlatyxp

Falowce, to budynki mieszkalne których bryła i układ balkonów przypominają falę, a wejścia do mieszkań usytuowane są na galeriach (z wyjątkiem falowców łódzkich i poznańskich, gdzie wejścia do mieszkań znajdują się na klatkach schodowych), połączonych ze sobą klatkami schodowymi. Ten typ występuje w Polsce i we Włoszech.

W Polsce falowce budowane były w końcu lat 60. i w latach 70. w Gdańsku na Przymorzu (7 budynków) i w Nowym Porcie (1 budynek) a od lat 80. także w Łodzi na Bałutach (9 budynków lokalnie nazywanych „łamańcami”), w Poznaniu na Żegrzu (5 budynków) i w Kłodzku przy ul. Rodzinnej. W Poznaniu zostały wybudowane jako rozwiązania przejściowe z powodu braku mieszkań, lecz istnieją do dzisiaj.

Kultowy “mrówkowiec”

Dla jednych architektoniczny koszmar epoki PRL-u, dla innych obiekt kultowy. Gdański falowiec, drugi pod względem długości budynek mieszkalny Europy, przyciąga coraz większą liczbę turystów.

  • Falowiec w Gdańsku jest najdłuższym budynkiem mieszkalnym w Polsce
  • Jest jak małe kilkutysięczne miasto i wpływa na mikroklimat okolicy
  • W Gdańsku jest jeszcze 7 innych budynków tego typu, a w Poznaniu 5

Kiedy się przy nim stoi, łatwo o zawrót głowy. Wystarczy przywołać kilka liczb. A zatem – ma 11 kondygnacji, 16 klatek schodowych, 1792 mieszkania, w których żyje blisko sześć tysięcy lokatorów. Tyle samo, co w małym mieście.
Jego wymiary – 32 metry wysokości, 13 metrów szerokości, 860 metrów długości – plasują go w ścisłej czołówce mieszkaniowych gigantów.
W Europie, a pewnie i na całym świecie dłuższy jest tylko wiedeński Karl-Marx-Hof, który ciągnie się na 1100 metrów. Dystans pomiędzy pierwszą a ostatnią klatką największego falowca w Gdańsku najwygodniej chyba pokonać autobusem. Chętni muszą jednak przejechać aż trzy przystanki.
Każdego dnia blok obsługują czterej listonosze. Rozmiary budynku powodują zmiany w ruchach powietrza. Efekt: specyficzny mikroklimat, który wytworzył się wokół niego. Na północy panuje chłód, dłużej utrzymuje się śnieg i szron. Od strony południowej średnia temperatura jest minimalnie wyższa, zaś podczas upałów trawa i drzewa szybciej schną.


W artykule opublikowanym w “National Geographic” można nawet przeczytać o śmiałkach, którzy próbowali tutaj hodować winogrona.
– Falowiec na ul. Obrońców Wybrzeża to rzeczywiście trochę odrębny świat. W budynku rozlokowało się wiele różnego punktów usługowych. Mieszkańcy praktycznie nie zdejmując kapci, mogą wyskoczyć do sklepu, czy banku – przyznaje Władysław Wojtkiewicz, wiceprezes Spółdzielni Mieszkaniowej Przymorze w Gdańsku. – Słyszałem nawet, że blok można dostrzec z orbity okołoziemskiej, choć tu akurat miałbym wątpliwości – dodaje.
Falowców w Gdańsku jest w sumie osiem. Wszystkie powstały w latach 60. i 70., kiedy to panował ogromny głód mieszkań. Miały stanowić rozwiązanie tymczasowe. W nadmorski krajobraz wrosły jednak na długie lata.
Bloki zostały zaprojektowane i wzniesione według podobnego schematu. Do większości mieszkań wchodzi się z otwartych galerii, które ciągną się wzdłuż północnej ściany. Kiedyś można było nimi przejść z jednego końca budynku na drugi. Potem na galeryjkach powyrastały ścianki, które oddzieliły od siebie poszczególne klatki. Od południa bloki mają balkony.


Budynki kształtem przypominają morską falę. Stąd właśnie ich nazwa. Wiceprezes Wojtkowiak pamięta jeszcze, jak zasiedlany był największy z falowców, przy ulicy Obrońców Wybrzeża. – Odbywało się to etapami. Kiedy mieszkańcy wprowadzali się do pierwszego segmentu, kolejne były jeszcze wykańczane – wspomina.
Otoczenie giganta długo jeszcze przypominało plac budowy. Wokół zalegały sterty piachu, walały się betonowe płyty, o trawnikach, czy choćby chodniku można było tylko pomarzyć. Ale dla większości własne mieszkanie było nie lada nobilitacją. Zwłaszcza mieszkanie w takim miejscu. Z górnych pięter bloku widać morze, a przy dobrej pogodzie nawet Półwysep Helski.
Dzieciństwo w jednym z falowców ciepło wspomina dr Jacek Friedrich, dziś historyk sztuki na Uniwersytecie Gdańskim. – Choć blok był ogromny, z czterema-pięcioma rodzinami utrzymywaliśmy naprawdę bliskie relacje sąsiedzkie – opowiada.


– Teraz, jak słyszę, mieszkańcy często narzekają, bo mają poczucie zagubienia, anonimowości. To efekt procesów, które zaszły później. Kto się wzbogacił, kupował sobie dom, na jego miejsce wprowadzali się inni. Ludzie się przemieszali, struktury społeczne zostały rozbite. Ale to raczej temat dla socjologów – dodaje.
Dziś opinie na temat falowców, a zwłaszcza największego z nich są skrajnie różne. Przeciwnicy mówią o architektonicznym koszmarze, ludziach żyjących niczym w mrowisku, ciasnych i zimnych mieszkaniach, śmierdzących klatkach schodowych.
Zwolennicy wspominają o niezłym położeniu i sporych inwestycjach, które zostały poczynione zarówno w samych budynkach, jak i wokół nich. – Mieszkania kupują tutaj choćby ludzie z Warszawy. Potem spędzają w nich lato – zaznacza wiceprezes Przymorza. Coraz więcej jest również takich, którzy twierdzą, że falowce to budynki kultowe.
Kilka lat temu dr Friedrich publicznie przekonywał, że blok przy ulicy Obrońców Wybrzeża powinien zostać wpisany do rejestru zabytków. – To był luźny postulat, trochę nawet prowokacyjny. Prawdę mówiąc nie liczyłem, że zostanie podchwycony, skoro w Polsce od 20 lat ignoruje się, a nawet niszczy obiekty dużo cenniejsze, jak choćby warszawski Supersam, czy dworzec w Katowicach. Ale warto pamiętać, że falowce, jak zresztą całe Przymorze są bardzo ciekawym pomysłem urbanistycznym – przekonuje dr Friedrich.


W podobnym tonie wypowiada się Magdalena Kuczyńska z Urzędu Miasta w Gdańsku. – Falowce na pewno są czymś nietypowym, a przez to ciekawym – podkreśla.
Ostatnio przymorski 900-metrowiec jako jedna z gdańskich atrakcji znalazł się na profilu, który miasto założyło w geolokalizacyjnym serwisie społecznościowym Foursquare. Był też nominowany w plebiscycie na siedem cudów Trójmiasta, organizowanym przez portal Moje Miasto, pod patronatem lokalnych samorządów.
Jeden z internautów zaproponował nawet, by pomiędzy falowcami wytyczyć specjalny szlak dla turystów. – W Gdańsku mamy mnóstwo dużo bardziej atrakcyjnych miejsc i budynków. Ale wiem, że wielu turystów przy okazji zwiedzania miasta jedzie na Przymorze, by zobaczyć jeden z najdłuższych bloków w Europie, porobić sobie przy nim zdjęcia – przyznaje.
Pewnie mało który z nich wie, że przed nimi była tam… brytyjska księżniczka Anna.
Anna to córka królowej Wielkiej Brytanii Elżbiety II. Do Gdańska zawitała w 1991 roku. Dla niej wyjazd do Polski był trochę jak wyprawa na nieznany ląd. Kraj po latach tkwienia za żelazną kurtyną dopiero otwierał się na świat. Księżniczka chciała wiedzieć, jak żyje się tutaj zwyczajnym ludziom. I tak Anna dotarła pod falowiec na Obrońców Wybrzeża.


Gigantyczny blok potraktowany został jako kwintesencja koszmarnych blokowisk rodem z Polski Ludowej. Kwintesencją “zwykłej rodziny” stało się małżeństwo Kowalskich, które zajmowało niewielkie mieszkanie na ostatnim piętrze budynku.
Księżniczka, jak skrupulatnie relacjonowali dziennikarze, wjechała do nich windą, obejrzała dwa pokoje z kuchnią, zachwyciła się widokiem z balkonu, wypiła kawę, spróbowała domowego ciasta, pogawędziła chwilę z gospodarzami, a potem grzecznie się pożegnała.
Ponownej jazdy klaustrofobicznie ciasną, rozchybotaną windą już nie zaryzykowała – na dół zeszła po schodach. Dziś turyści – trochę tak jak ona – przychodzą pod falowiec, by poczuć atmosferę miejsc, które jest zarazem typowe i niezwykłe.
Gdańsk to jedno z najatrakcyjniejszych polskich miast. Każdego roku przyciąga kilka milionów turystów. Blisko jedną trzecią z nich stanowią goście z zagranicy, głównie Niemcy, ale też Francuzi, czy Szwedzi.
Kierują się oni przede wszystkim na starówkę. Spacerują Długim Targiem, podziwiają Fontannę Neptuna, Dwór Artusa, zachwycają się portowym Żurawiem i Bazyliką Mariacką, odwiedzają Wyspę Spichrzów, a potem łapią słońce na jednej z miejscowych plaż, wyskakują do Gdyni, Sopotu, na Półwysep Helski, czasem w głąb lądu, gdzie swoimi urokami kuszą Kaszuby.


Coraz częściej jednak poszukują przestrzeni niebanalnych, nieopisanych w przewodnikach, miejsc, gdzie nie natkną się na sprzedawców wakacyjnych pamiątek. Stąd właśnie zainteresowanie miejscami takimi, jak falowiec. Gdański gigant przeraża, przytłacza, ale zarazem w jakiś pokrętny sposób fascynuje i przyciąga.
Cofamy się do lat 50. ubiegłego wieku. Jesteśmy na terenie dzisiejszego Przymorza, w zamierzchłych czasach wsi, związanej później z miastem Oliwą (w 1926 roku zarówno Oliwa, jak i Przymorze weszły w granice administracyjne Gdańska). Zresztą nie brakowało mieszkańców, którzy gdy wprowadzili się w latach 60. XX-wieku do nowych bloków na Przymorzu, i tak mówili, że są mieszkańcami Oliwy. Co oczywiście denerwowało mieszkańców „starej” Oliwy.
Lata 50. XX wieku, Przymorze. Nie ma tu jeszcze falowców, nie ma linii tramwajowej, przejeżdżających autobusów, nie ma tu właściwie żadnych bloków. Jak to ładnie ujął jeden z bohaterów filmów Barei, nie ma tu żadnego życia na osiedlu. Ba, nie ma tu żadnego osiedla.


Są za to wielkie na dziesiątki hektarów pola uprawne. Kilka niewielkich domków, zagrody, gospodarstwa. Czasami pojawi się jakaś furmanka. W polu pracują ludzie. Pełno pięknych drzew, niedaleko plaża i morze. Sielanka. Bliżej torów kolejowych jest trochę zabudowy jednorodzinnej. Ot, całe Przymorze. Pustkowie.
Dla dynamicznie rozwijającego się miasta (w 1957 roku Gdańsk liczył już sobie ponad ćwierć miliona mieszkańców, więcej niż przed wojną) takie tereny to prawdziwy skarb i pokusa nie do odparcia. – Pod koniec lat 50. w Gdańsku intensywnie rozwija się Stocznia i cały towarzyszący jej przemysł. Zwiększa się zapotrzebowanie na robotników w różnych kategoriach zawodowych i na wykwalifikowaną kadrę inżynieryjno-techniczną. To powoduje rozrost bazy naukowej w Politechnice Gdańskiej, Uniwersytecie Gdańskim i Akademii Medycznej. Tej przybywającej do Gdańska ludności trzeba było zapewnić mieszkania – mówi Adam Kmieć, członek Rady Nadzorczej Powszechnej Spółdzielni Mieszkaniowej „Przymorze”, który pamięta początki powstawania nowego osiedla.
Padło na tereny Przymorza. Zdecydowano je podzielić na dwie części: Małe Przymorze i Wielkie Przymorze. Falowce znajdą się w tej ostatniej, bliżej morza i dalej od torów kolejowych. Ale nie od gigantycznych bloków i Wielkiego Przymorza rozpoczęto budowę nowych osiedli.

Ciekawostka

Od największego gdańskiego falowca dłuższy jest wiedeński Karl-Marx-Hof (1100 metrów). W bliskim sąsiedztwie falowca planowana była budowa najwyższego budynku mieszkalnego w Polsce Big Boy Building, wysokiego na 202 metry. Obecnie przy tej samej ulicy zbudowanych zostało 9 wieżowców z dużą liczbą mieszkań po 16-18 pięter każdy, dwa kolejne(drugi niższy) są w budowie, co czyni ulicę Obrońców Wybrzeża najgęściej zaludnioną ulicą Gdańska – na niecałym kilometrze długości mieszka tu co najmniej 1% – 2% mieszkańców miasta.

Zerknij na film

Co sądzisz o wpisie?

Kliknij gwiazdkę, aby ocenić

Średnia ocena 0 / 5. Liczba głosów 0

Bądź pierwszym, który oceni ten post

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Przewiń do góry