GDAŃSK
ko430

SS Kościuszko

0
(0)

Last Updated on 23 marca 2021 by kudlatyxp

SS Kościuszko – polski statek pasażerski, parowiec.

SS Kościuszko – polski statek pasażerski, parowiec. Jednostka bliźniacza – SS Pułaski. Zbudowany w 1915 przez Barclay Curle & Company w Glasgow (Szkocja) dla rosyjskiego armatora Russian American Linie jako “Caryca”. W czasie I wojny światowej pływał jako transportowiec wojska. Na początku stycznia 1921 trafił pod banderę duńską, zmieniono nazwę na “Lituania”. W marcu 1930 trafił do Polskiego Transatlantyckiego Towarzystwa Okrętowego (od roku 1934 GAL) zmieniając nazwę na “Kościuszko” (pływał na liniach nowojorskiej i lewantyńskiej oraz jako wycieczkowiec).

Kościuszko w Gdyni

Przeznaczony do kasacji w roku 1940; w ostatniej chwili zmieniono jednak zdanie i skierowano (29 sierpnia 1939) do Wielkiej Brytanii. W czasie II wojny światowej spełniał rolę transportowca wojska. Pływał wówczas ze zmniejszoną do ok. 235 załogą, wśród której tylko 45 członków była Polakami. Przekazany PMW był wykorzystywany jako stacjonarny okręt baza ORP “Gdynia” w Devonport (podniesienie bandery: 10 listopada 1939 roku, opuszczenie bandery: 30 czerwca 1941 i przekazanie Polskiej Marynarce Handlowej); brał udział w rejsach transportowych na Ocean Indyjski, Ocean Atlantycki, Morze Śródziemne (udział w lądowaniu na Sycylii). W kwietniu 1946 został sprzedany Anglikom, którzy nazwali go “Empire Helford”. Przewoził nadal alianckich żołnierzy, repatriantów, itp. W 1949 wycofany z eksploatacji i sprzedany na złom. W 1950 pocięty na złom w Blyth.

Gdynia basen im. Piłsudzkiego

Stary, przeznaczony do kasacji transatlantyk „Kościuszko” (zbud. 1915), na skutek wybuchu wojny, przeżył „bojowy” epizod w służbie Marynarki Wojennej jako ORP „Gdynia”. Podniesienie wojennej bandery oraz zmiana nazwy nastąpiło 10 listopada 1939 w Devonport – bazie Royal Navy.

„Kościuszko” mający za sobą prawie 10 lat transatlantyckiej służby w barwach GAL-u, odstawiony został „na sznurek” i czekał na sprzedaż. Wobec groźby wybuch wojny, w trybie alarmowym zmobilizowano szkieletową załogę i 29 sierpnia 1939 uruchomiono statek, który pod dowództwem kpt.ż.w. Mamerta Stankiewicza przeprowadzony został do Wielkiej Brytanii. Organizująca się tam polska Marynarka Wojenna nie dysponowała zapleczem lokalowym, niezbędnym do funkcjonowania służb. Wybór padł na stary transatlantyk, który wyczarterowano od GAL-u – statek zakotwiczony w Devonport stał się stacjonarnym okrętem-bazą. Na jego pokład trafili m.in. członkowie uczniowskiej załogi „Daru Pomorza” internowanego w Sztokholmie, którzy zadeklarowali chęć wojennej służby na morzu. Decyzją władz Marynarki Wojennej na okręcie znalazły siedzibę: Kadra Marynarki Wojennej, Kancelaria Ewidencyjna Floty, Szkoła Specjalistów Floty, Szkoła Podchorążych Marynarki Wojennej, nawet Biuro Historyczne – praktycznie całe zaplecze administracyjno-szkoleniowe floty. Pierwszym dowódcą został kmdr por. Włodzimierz Kodrębski. Czasowo zaokrętowano na „Gdyni” uratowanych członków załogi, zatopionego pod Narvikiem, ORP „Grom”. Wizytowali okręt m.in. prezydent RP Władysław Raczkiewicz, Księżna Kentu, także ówczesny Pierwszy Lord Admiralicji Winston Churchill. Służba jako ORP “Gdynia” trwała do 30 czerwca 1941.

W kolejnych latach, statek ponownie jako „Kościuszko”,  pełnił funkcję transportowca wojennego na wodach Atlantyku, Morzu Śródziemnym nawet Oceanu Indyjskiego. Sprzedany Brytyjczykom, woził wracających do domu żołnierzy także po zakończeniu wojny. Ostatecznie wyeksploatowany weteran złomowany został w 1949.

Poniżej prezentuję fragment wspomnień Bolesława Pogorzelskiego, który pływał na s/s KOŚCIUSZKO w latach 1941-
1943(?1944), początkowo jako aspirant porucznik żeglugi małej …

Gdynia 1936 r. (na zdjęciu T. Pankiewicz)

Pewnej nocy znaleźliśmy się na wysokości Dakaru. Tam byliśmy świadkami tragedii. Otóż jeden ze statków konwoju, płynący pod szwedzką banderą, skręcił nagle na wschód i pognał, chcąc uciec pod osłoną ciemnej nocy. Jednak czujne korwety spostrzegły jego manewr i ruszyły w pogoń. Łatwo go dogoniły z nakazem powrotu do konwoju. Statek nie usłuchał, więc po ostrzegawczym wystrzale przed dziób uciekiniera, na które on nie zareagował, korwety wstrzelały się i „szwed” został tylko wspomnieniem. Nawet ludzi nie udało się uratować. Znaliśmy „szweda” z widzenia. Wnioskowaliśmy. że wiezie on paki z częściami do samolotów, prawdopodobnie
przeznaczone dla francuskich kolaborantów w Północnej Afryce. Gdy wreszcie szczęśliwie zawinęliśmy do Dur-banu, angielskie wojsko zeszło na ląd. Żegnaliśmy ich
wszystkich jak dobrych przyjaciół, bo po tygodniach na zatłoczonym statku okazali się towarzyscy i braterscy w stosunku do nas, Polaków.

Port Gdynia

„Smokey Joe”

Kilkutygodniowy postój w Durbanie, a potem w Port Elizabeth, wypełniony był pracą nad „odmładzaniem” statku. Malowaliśmy mu burty, kontrolowaliśmy stan zaopatrzenia szalup ratunkowych i naprawialiśmy różne usterki na pokładzie i w maszynie. KOŚCIUSZKO fajczył sobie z kominów, zadowolony, że rejs z Anglii odbył się szczęśliwie i pomimo swego wieku dawał sobie radę. Czekał teraz cierpliwie na rejs następny. My też ciekawi byliśmy gdzie nas los poniesie. Wkrótce gruchnęła wieść, że mamy iść do Bombaju. Nadszedł wreszcie dzień, gdy statek rzucił cumy. Przed odjazdem ostrzeżono nas o obecności raiderów na pobliskich wodach. Bazowały one ponoć w portach madagaskarskich, administrowanych przez Francuzów lojalnych wobec rządu Vichy, a więc pośrednio — wobec Niemców. Podczas wachty pilnie badaliśmy przez lornetki horyzont, wypatrując ewentualnego niebezpieczeństwa. KOŚCIUSZKO pruł szaro-zielone fale oceanu i po paru tygodniach rzucił kotwicę na bombajskiej redzie.


Odtąd Bombaj był naszym portem macierzystym, gdzie korzystaliśmy z suchego doku, zaopatrywaliśmy się w żywność i w bunkier. Ten ostatni okazał się jednak kłopotliwy. Choć palił się w paleniskach „Kościuszki” nieźle, dymił obfitą chmurą sadzy. Odtąd nasz statek stał się bardzo niepopularny w konwojach. Komodorzy rwali sobie włosy z głów na widok kominów KOŚCIUSZKI, puszczających wysoko w niebo dwa czarne pióropusze sadzy, widoczne chyba z okien cesarskiego pałacu w Tokio? Przydomek „Smokey Joe” przylgnął do statku jak lepka sadza…

Pływanie po gorących, wilgotnych wodach indyjskich nie wychodziło wielu z nas na dobre. Najbardziej uskarżali się na klimat ludzie w maszynie. Tam naprawdę trudno było oddychać w dusznej spiekocie. Zdecydowano więc zaokrętować na statek miejscowych ludzi, a „cierpiących” — odesłać do Anglii. Służbę palaczy i trymerów objęli Patani z Baludżystanu. Wyglądali jak zbójcy Ali Baby: turbany na głowach, “wzrok dziki”, rude brody po pas. Na pokład weszli Laskarzy ze swym Serangiem (bosmanem) na czele. On jeden znał angielski i tłumaczył rozkazy. Stewardzi pochodzili z Goa, kolonii portugalskiej. Byli katolikami. Bardzo pracowici i łagodni z natury. ale też płochliwi. Kiedy ogłaszano alarm bojowy, to Goańczycy rzucali na pokład cokolwiek by nieśli, padali na kolana i głośno odmawiali zdrowaśki.

Całe to egzotyczne bractwo ciułało rupie i prawie nie wychodziło na ląd. W portach ich pomieszczenia zamieniały się w małe Indie. Patani zawodzili muzułmańskie pienia, Laskarzy kurzyli „gandża” i odurzeni narkotykiem, kucali po kątach, obojętni na wszystko. Statek przesiąkał zapachem curry, ostrej, korzeniowej zaprawy do hinduskich potraw, oraz dymem wonnych kadzideł. Stary KOŚCIUSZKO tolerował tę nową dla siebie atmosferę, choć pachniał jak wnętrze buddyjskiej świątyni. Może wspominał dawne czasy, gdy pływał jako „chrześcijański pasażer” i w najśmielszych przewidywaniach nie przypuszczał, że kiedyś „przejdzie na hinduizm”.

Ciekawostka: Miss Polonia z USA Adela Kowalska na pokładzie polskiego statku pasażerskiego SS Kościuszko.

Adela Kowalska


Co sądzisz o wpisie?

Kliknij gwiazdkę, aby ocenić

Średnia ocena 0 / 5. Liczba głosów 0

Bądź pierwszym, który oceni ten post

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Przewiń do góry